Z pewnością słyszeliście już o skandalicznej nowelizacji Ustawy o ochronie zabytków i opiece nad zabytkami, uchwalonej przez Sejm RP 13 lipca br. Przed projektem dalsza droga przez Senat, być może ponownie przez Sejm i finalnie na biurko Prezydenta. Trwa kampania wyborcza, trudno więc przewidzieć efekt końcowy procedowania.

Na stronie: https://www.ratuj-zabytki.pl/ możecie zapoznać się ze stanowiskami licznych organizacji branżowych m. in. Stowarzyszenia Naukowego Archeologów Polskich, przedstawicieli archeologii akademickiej, Stowarzyszenia Konserwatorów Zabytków, Narodowego Instytutu Muzealnictwa i Ochrony Zbiorów, Polskiego Towarzystwa Antropologicznego i innych. Znajdziecie tam także opinie instytucji państwowych np. Narodowego Instytutu Dziedzictwa, a także ministerialnego Departamentu Ochrony Zabytków lub powołanego przy ministerstwie zespołu eksperckiego – Rady Ochrony Dziedzictwa Archeologicznego.

Gremia te zainicjowały społeczną petycję przeciwko zmianom w prawie, którą możecie podpisać tu: https://www.petycjeonline.com/protestujemy_przeciw_zmianie_prawa_dla_poszukiwaczy_zabytkow. Zachęcamy!

Zagrożenia płynące z nowelizacji trafnie wypunktował też prof. Marcin Danielewski: https://businessinsider.com.pl/prawo/opinie/poszukiwacze-skarbow-czy-rabusie-dziedzictwa-katastrofalny-efekt-ustawy-o-ochronie/jcqc7kn

Sprawa jest istotna, więc i my nie możemy tematu przemilczeć. Poniżej nasz komentarz o kilku praktycznych konsekwencjach proponowanych zmian w prawie.

 

  1. Ochrona stanowisk archeologicznych

Głównym założeniem nowelizacji jest to, że usuwa ona wymóg uzyskania zgody Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków na poszukiwanie zabytków, zastępując ją zgłoszeniem w aplikacji. Sama aplikacja obecnie nie istnieje i nie wiadomo kiedy i czy w ogóle powstanie. Nieznana jest jej funkcjonalność, ani to kto miałby ją sfinansować.

Co kluczowe – zamiast wydawania decyzji, rola urzędów konserwatorskich zostaje w ten sposób ograniczona do przyjmowania zgłoszeń, co oznacza utratę kontroli nad tym jakie obszary i z jaką metodologią pracy będą przez „poszukiwaczy” penetrowane. Wysłanie zgłoszenia przez aplikację będzie równoznaczne z uzyskaniem zgody i pozwoli na natychmiastowe podejmowanie działań, bez żadnej opcji odmowy pozwolenia.

Jedyną „ochronę” znanym stanowiskom archeologicznym, ma zapewniać widoczność ich lokalizacji we wspomnianej aplikacji (przypomnijmy: na razie nieistniejącej!). „Poszukiwania” byłyby dozwolone poza obszarem takich stanowisk, dodatkowo, z wyłączeniem dziesięciometrowej strefy ochronnej wokół ich granic. Brzmi rozsądnie? Niestety nie. „Stanowiska archeologiczne” to byty ewidencyjne, oznaczające jedynie w przybliżeniu (lepszym lub gorszym) miejsca dawnej aktywności ludzkiej. Eleganckie elipsy i kółka widniejące na mapach ewidencji konserwatorskiej (które trafią do aplikacji),  mają się różnie do rzeczywistości terenowej, znacząc tylko tyle, że w pobliżu znajduje się dawna osada lub cmentarzysko (których pełen zasięg pozostaje jednak w większości przypadków nieznany). Pradziejowe wioski nie miały idealnie owalnych kształtów i nie kończyły się raptownie za płotem czy rowem, za którym była tylko dzicz i pustka. Danych do ewidencji konserwatorskiej dostarczył w większości program Archeologicznego Zdjęcia Polski, bazujący na prospekcji powierzchniowej. Jak każda metoda ma ona swe ograniczenia, stąd też pozyskane informacje bywają niepełne i wymagają weryfikacji. Zresztą, pół roku temu Narodowy Instytut Dziedzictwa ogłosił bardzo potrzebny program AZP+, który miał poniekąd spełnić to zadanie, intensyfikując wykorzystanie danych teledetekcyjnych i pomiarów geofizycznych dla ochrony dawnych krajobrazów; w obecnych realiach jego realizacja może jednak zejść na dalszy plan.

Z praktyki – obserwując nasz profil pewnie zauważyliście, że jednym z filarów naszej fundacyjnej aktywności są prace nieinwazyjne, ukierunkowane na identyfikację i rozpoznanie stanowisk archeologicznych. W kilkuletniej działalności fundacji przebadaliśmy wiele obszarów, które nie widniały w ewidencji jako stanowiska. W efekcie, złożyliśmy do urzędów konserwatorskich kilkadziesiąt kart ewidencyjnych, będących podstawą dalszej prawnej ochrony tych przestrzeni i uznania ich właśnie za „stanowiska”. Były wśród nich obiekty unikatowe, o wysokim potencjale naukowym, jak cmentarzyska kurhanowe i grodziska. Zgodnie z obowiązującą praktyką, wynikającą z zapisów instrukcji NID, wyznaczone strefy ochrony objęły jedynie obszar samych form terenowych (czyli nasypów kurhanów i kopców pozostałych po grodziskach). Dzięki proponowanej nowelizacji Ustawy, od przyszłej majówki tuż obok nich będzie można spokojnie grasować z wykrywaczem i szpadelkiem.

Na marginesie – jako osoby doświadczone w pomiarach geodezyjnych nie mamy zielonego pojęcia, jakie narzędzia pomiarowe pozwolą określać lokalizację w odniesieniu do wspomnianego powyżej 10-metrowego bufora. Sami wiecie jak potrafi zachowywać się GPS w telefonach (zwłaszcza tych z zainstalowaną nieistniejącą aplikacją), szczególnie między zabudową albo w lesie. Rozkopane kurhany staną się zatem standardem („Panie władzo, ten kopczyk leżał poza buforem!”).

Nowelizacja chociaż wspomina szereg obiektów wyłączonych z poszukiwań, świadomie pomija pola bitew.

W normalnych warunkach to właśnie konserwatorzy zabytków wytyczają strefy ochrony, w oparciu o analizę dostępnych danych z badań powierzchniowych i geofizycznych. Konsultują miejscowe plany zagospodarowania przestrzennego i wydają decyzje w postępowaniach w związku z realizacją inwestycji. Niekiedy, gdy pozostałości dawnego osadnictwa występują szczególnie intensywnie na danym terenie, wyznaczone strefy ochrony mogą być bardzo szerokie, obejmując nawet całe gminy. Teraz przestanie to mieć znaczenie.

Setny raz powtarzamy – archeologia to ochrona stanowisk, a nie wyrywanie fantów z ziemi (czyli z kontekstu). Badamy to, co niezbędne, aby poszerzyć naszą wspólną wiedzę, lub gdy wykopaliska są konieczne przed realizacją inwestycji. Wydłubywanie zabytków z ziemi to kolekcjonerstwo, które przestało być modne dawno temu.

 

  1. Pozwolenia i zgłoszenia

Przez lata „poszukiwacze”, „eksploratorzy” czy „detektoryści” ubiegali się o prawo do prowadzenia samodzielnych poszukiwań i niemal 10 lat temu wprowadzono taką możliwość w masakrowanej obecnie Ustawie. Ścieżka do uzyskania pozwolenia konserwatorskiego jest w tym przypadku łatwiejsza, niż przy badaniach archeologicznych, a oczekiwania odpowiednio niższe – zapewne by nie drażnić hobbystów. Obecną potrzebę zmian argumentuje się jednak tym, że zaledwie 1% detektorystów aplikowało o takie pozwolenia (przy czym liczba ta może być w całości wyssana z palucha), a zatem stan rzeczy trzeba urealnić. Urealnić, likwidując te regulacje. To genialne posunięcie! W imię podobnie absurdalnej motywacji proponujemy by zrezygnować z ograniczeń prędkości, skoro większość i tak jeździ powyżej limitów. W ogóle, skąd ta pewność, że „poszukiwacze” nagle zaczną masowo zgłaszać swoje poszukiwania (we wspomnianej aplikacji, hehe) i współpracować z urzędami?

Gdyby tego było mało, oprócz gwałtu na własności państwowej (czyli należącej do nas wszystkich), proponowana nowelizacja depcze również świętą własność prywatną. Zamiast zgody właściciela terenu na prowadzenie poszukiwań (której zdobycie bywa wyzwaniem), ma wystarczyć oświadczenie „poszukiwacza”, że takie pozwolenie pozyskał. Może to uczynić choćby drogą ustną, bez weryfikacji czy rozmawiał z faktycznym właścicielem gruntu, czy z przypadkowym człowiekiem spod sklepu. Możecie się domyślać jak to będzie wyglądać w praktyce.

W obecnym porządku prawnym prowadzenie poszukiwań zabytków ruchomych bez pozwolenia WKZ jest przestępstwem. Oczywiście, wraz z nowelą podjęto próbę ponownego zmniejszenia kwalifikacji do wykroczenia. Postulowana zmiana prawa spowoduje też umorzenie większości toczących się postępowań – to pewnie kolejny argument, aby wiecznie w tym prawie gmerać.

Zgłoszenie poszukiwań będzie wymagało podania nr PESEL albo numeru paszportu. Nie wiemy w jaki sposób będzie to weryfikowane. Na pewno należy się liczyć z tym, że przyjęcie najbardziej liberalnego prawa w całej Unii, przyciągnie do Polski detektorystów z krajów ościennych, a pozyskane w ten sposób zabytki, wobec braku kontroli granicznej w Strefie Schengen, będą masowo wywożone za granicę.

 

  1. Koszty finansowe i organizacyjne

Nowelizacja Ustawy będzie generowała gigantyczne koszty i zastoje w urzędach konserwatorskich. W wyrachowany sposób zdejmuje ona z „poszukiwaczy” wszelkie obowiązki, przerzucając je na badaczy i urzędników. Nie dziwcie się więc, jeśli na decyzje z WUOZ przy budowie domku jednorodzinnego będziecie czekali nie miesiąc, a trzy miesiące, gdyż urzędnik będzie miał do objechania 15 „eksplorowanych” miejsc w ramach wizji lokalnych. Na urzędy zrzuca się też organizację weryfikacyjnych badań archeologicznych, w miejscach odkrycia „skarbów”. Muzea i badaczy uszczęśliwi się natomiast nowymi zabytkami, które trzeba będzie konserwować (za co? W Muzeach bieda aż piszczy) i przechowywać (gdzie są te nowe magazyny?). A to wszystko kliknięciem w aplikacji, bez zgody właściciela, bez programu badań, bez sprawozdania i opracowania wyników.

Co więcej, ustawa zakłada wypłacanie nagród pieniężnych (podobno do 140 000 zł) za wygrzebane zabytki. Jest to właściwie otwarcie sezonu na radosne „wykopki”, w pogoni za najcenniejszymi (czy raczej: najlepiej płatnymi) znaleziskami. Wielu będzie próbowało przekształcić to w codzienny „zawód”. Będzie to skutkować dewastacją dawnych osad i cmentarzysk na niespotykaną skalę. Nie będzie również przeszkód, by otrzymać gratyfikację za artefakty pozyskane nielegalnie (bez pozwoleń) do tej pory, w kraju czy zagranicą, co de facto ustawi Państwo Polskie w roli pasera zagrabionego mienia. Można domniemywać, że kwestia nagród najlepiej pokazuje, iż to nie „hobbyści” i „pasjonaci” są motorem postulowanych zmian w prawie, lecz dobrze zorganizowani cwaniacy, którym zyski zagwarantuje Państwo (czyli my wszyscy). Nie łudźmy się – chodzi tu po prostu o rabunek. To jak otwarcie skupu dziczyzny dla kłusowników.

Co najgorsze, my nigdy nie byliśmy zachwyceni tym, jak funkcjonuje system ochrony zabytków w Polsce i często podnosiliśmy te kwestie w różnych dyskusjach, postulując wprowadzenie zmian takich jak cyfrowy system do wydawania pozwoleń, archiwizacji raportów lub zgłoszeń nowych stanowisk, w oparciu o lidar, zobrazowania satelitarne czy geofizykę. Mamy jednak świadomość realiów: braków finansowych, systemowych, proceduralnych i kadrowych. Efektem proponowanej nowelizacji będzie natomiast skierowanie olbrzymich środków w obszary, które nie były kluczowe dla wydajności tego systemu, co spowoduje katastrofę w sferach istotnych w codziennym funkcjonowaniu. Ta kołdra jest bardzo krótka. Teraz zaś cała para pójdzie (albo nie pójdzie) w aplikację dla merkantylnych „hobbystów”, którzy kierują się dość wypaczoną wizją „ochrony” tego całego „dziedzictwa”.

 

  1. Tło i dalsze konsekwencje

Wszystko dzieje się w lecie, w środku sezonu terenowego, gdy środowisko archeologiczne jest mocno rozproszone. Niestety jest to okres przedwyborczy, kiedy partie są łase na każde kilka tysięcy głosów, bez względu na długoterminowe konsekwencje. Prace nad ustawą toczyły się w ramach szybkiej ścieżki projektu poselskiego, bez konsultacji społecznych i międzyresortowych, i bez analizy kosztów. Nie mamy złudzeń, że to zagranie va banque w imię partykularnych interesów części środowiska „poszukiwaczy skarbów”.

Sposób w jaki procedowana jest nowelizacja Ustawy, to strzał w pysk dla wszelkich gremiów, które od dekad pracują na odcinku ochrony zabytków: konserwatorów, archeologów, historyków, historyków architektury i sztuki, muzealników. Skrajnie bulwersujące jest stanowisko sekretarza stanu w Ministerstwie Kultury i Dziedzictwa Narodowego, Generalnego Konserwatora Zabytków Jarosława Sellina, który wyrażając w imieniu Ministerstwa „życzliwość” dla tego projektu, otwarcie występuje przeciw zabytkom, ignorując jednocześnie jednogłośne i stanowcze głosy sprzeciwu organizacji naukowych, reprezentujących grupy zawodowe zajmujące się dziedzictwem archeologicznym. Co więcej, to samowolne postępowanie wbrew opinii ministerialnego zespołu z Departamentu Ochrony Zabytków, a także powołanego przez Ministra ciała doradczego – Rady Ochrony Zabytków Archeologicznych. Podważa to istotę dalszego funkcjonowania tych gremiów.

Nowelizacja najpewniej zatruje relacje pomiędzy archeologami a grupami poszukiwaczy, które w wielu znanych nam przypadkach skutkowały dobrze układającą się współpracą na rzecz ochrony i eksploracji dziedzictwa historyczno-archeologicznego.

Przyjęcie nowelizacji przez Sejm jest kolejnym krokiem w kierunku kapitulacji Państwa Polskiego jako strażnika dziedzictwa archeologicznego, które jest naszym wspólnym, wyczerpywalnym dobrem, które powinniśmy zachować również dla przyszłych pokoleń. Jest to akt legislacyjny w dużej mierze sprzeczny z podpisanymi przez Polskę międzynarodowymi konwencjami o ochronie zabytków, co z pewnością będzie miało dalsze reperkusje. W żadnym z krajów Unii Europejskiej nie obowiązują (de)regulacje podobne do postulowanych.

Jeszcze raz zachęcamy zatem do podpisania petycji.

 

To nasze obserwacje powstałe na podstawie ogólnodostępnych zobrazowań satelitarnych. Zaznaczyliśmy wyróżniki, które z dużym prawdopodobieństwem, często graniczącym z pewnością, możemy interpretować jako pozostałości struktur antropogenicznych, związanych z dawnym osadnictwem. Kilka zbliżeń możecie zobaczyć w naszym archiwalnym wpisie: https://archeolodzy.org/1115-2/.

 

To ten sam obszar, ale obserwacje nanieśliśmy na mapy AZP, czyli ewidencję archeologiczną. Jak widać, większość z nich nie mieści się w obrysach stanowisk, zatem niebawem będą mogły być legalnie czesane przez detektorystów. (Mapa umyślnie pozbawiona nazw miejscowości)

To natomiast obserwacje wykonane na podstawie ogólnodostępnych zobrazowań lotniczego skanowania laserowego. Punktami zaznaczyliśmy kurhany. Wszystkie znajdują się w lasach, z dala od ludzkiej uwagi, co już teraz naraża je na niebezpieczeństwo zniszczeń i rabunku (opisywaliśmy taką historię tutaj: https://archeolodzy.org/zniszczone-kurhany-w-lesie-grodziskim/) . Kurhany te są słabo zachowane i słabo czytelne w terenie, łatwe jednak do identyfikacji na podstawie danych lidarowych.

To natomiast ten sam obszar na arkuszach AZP. Kurhany nie znajdują się w ewidencji. Niebawem będzie je zatem można rozkopać w pełni legalnie, oczywiście zgłaszając to wcześniej w aplikacji, tej nieistniejącej aplikacji. (Mapa umyślnie pozbawiona nazw miejscowości)

 

 

Niepokojące zmiany w Ustawie o ochronie zabytków… Podpisz petycję!
Tagi: